Ania nie Anna – recenzja 3 sezonu produkcji Netflixa
Ania, nie Anna sezon 3 wkroczył do internetu niczym burza, pozostawiając odbiorców z bardzo różnymi odczuciami. Dlaczego tak się stało? Powodem oburzenia i niezadowolenia jest fakt,
iż 3 sezon został oficjalnie uznany za finałowy. Reakcja była natychmiastowa. Powstała nawet oficjalna petycja do producentów, pod którą podpisywali się widzowie, z prośbą o kontynuację i nie zamykanie historii na 3 sezonie. Niestety, nie przyniosło to oczekiwanych przez wszystkich skutków. Pośród całego grona fanów znajdują się też osoby, które uważają, iż nie ma sensu kontynuować wątku bo sezon jest zwieńczeniem całej pracy produkcji z przysłowiową „kropką nad i”. Ile ludzi, tyle opinii lecz jedno jest pewne, produkcja stanęła na wysokości zadania by sprostać oczekiwaniom widzów.
Ania Shirley-Cuthbert jako młoda emancypantka czy naiwne dziecko?
Niezależnie od decyzji twórców odnośnie kontynuacji jedno trzeba im przyznać, rozpisując rolę Ani (w tej roli Amybeth McNulty) postarali się o mocny przekaz. Ania wchodząc w prawie dorosłość (wraz z początkiem finałowego sezonu kończy 16 lat) wykazuje się niezwykłą mądrością i intuicją. Podczas swoich przygód podejmuje wiele trudnych decyzji, które mają wpływ na jej dalsze życie. Ponadto, podjęty został temat trudny jakim jest dyskryminacja. W serialu objawia się ona dwojako.
Po pierwsze w postaci plemienia Indian. Ania zaprzyjaźnia się z Ka’kwet (gra ją Kiawenti:io Tarbell) – córką wodza plemienia. Dzięki temu może poznać zwyczaje i inną kulturę a jednocześnie być naocznym świadkiem niesprawiedliwości na tle rasowym, jakie notorycznie miały miejsce pod koniec XIX w. Amybeth McNulty, jak przystało na jej bohaterkę, staje w obronie słabszych
i poniżanych starając się ze wszystkich sił pomóc rozwiązać ich problemy. Głęboko wierzy,
że sprawiedliwość istnieje i wraz ze swoimi przyjaciółmi próbuje napełnić nią całe miasteczko.
Drugim przykładem dyskryminacji jest odbieranie wolności słowa. Po opublikowaniu artykułu, swoją drogą dość niefortunnego, w szkolnej gazetce ta zostaje zamknięta przez radę miasta. Oburzona rudowłosa dziewczyna oraz jej przyjaciele stają na wysokości zadania organizując wystąpienie bojkotujące decyzję rady. Z jakim skutkiem? Zakończenie całego epizodu pozwolę sobie zostawić dla własnej wiadomości zachęcając was tym samym do zapoznania się z 3 sezonem.
Moda na homoseksualizm
Jak powszechne wiadomo, temat homoseksualizmu jest bardzo często poruszany zarówno
w filmach, jak i w książkach. Netflix nie pozostaje dłużny panującym trendom, przez co tematykę orientacji seksualnej możemy oglądać w wielu ich produkcjach, np.: Sex education, Riverdale, Szkoła dla elity, Insatiable czy Orange Is the New Black. W serialu Ania, nie Anna, mimo
czasów w jakich toczy się akcja, temat również jest obecny. Mowa tutaj o postaciach Cola Mackenzie’ego (w tej roli Cory Gruter-Andrew), Josephine Barry (Deborah Grover) i nauczyciela Pana Phillipsa (Stephen Tracey).
Aktorzy grający te postaci świetnie wpisali się w obyczaje panujące w XIX wieku. Wprawdzie nie ma scen pokazujących bezpośrednie okazywanie sobie miłości, jednak odbiorca bez problemu jest
w stanie wyłapać to z kontekstu licznych, niezręcznych dla bohaterów, sytuacji.
Moim zdaniem twórcy postąpili słusznie, wprowadzając wieloraką problematykę sięgającą niewygodnych kwestii. Problem odrzucenia przez orientację seksualną jest obecnie dość częstym zjawiskiem, mimo tylu postulatów nawołujących do tolerancji.
Nagły wylew miłości na koniec serialu
Ania, nie Anna jest opowieścią o historii młodej, rudowłosej sympatyczki natury i zwierząt, zaciekłej wojowniczce w sprawach równości oraz zakochanej nastolatce. Motyw uczucia, jakie połączyło Anię Shirley-Cuthbert i Gilberta Blythe (w tej roli Lucas Jade Zumann) przewija
się od momentu wprowadzenia się dziewczyny na Zielone Wzgórze. Fani z niecierpliwością czekali na finał ich relacji, czego najlepszym dowodem jest ocena 9,4/10 ostatniego odcinka finałowego sezonu w serwisie Filmweb.pl. Mimo wielu perypetii, które swoją drogą jak na Anię przystały były groteskowe i zabawne mimo wzniosłych uczuć jakie temu towarzyszyły, historia znajduje swój finał.
Kolejnym rozwiniętym wątkiem miłosnym jest, dość ciekawe i nieoczywiste, połączenie postaci Diany Barry oraz Jerry’ego Baynarda, młodego pomocnika na Zielonym Wzgórzu. Już w poprzednim sezonie mogliśmy domyślać się, że postaci połączy głębsza relacja. Twórcy nie zawiedli i dali nam możliwość śledzenia zakazanej fascynacji, której na przeszkodzie stoją majętność oraz pochodzenie.
Pozostałe wątki innych bohaterów nie są tak rozwinięte jak te dwa powyższe. Pozostaje jeszcze jeden temat, bardzo pięknej, bolesnej i ciężkiej miłości, o której warto wspomnieć. Myślę jednak, że temu zagadnieniu należy poświęcić oddzielną część.
Bash i Mary – najlepszy dowód, że nie ma rzeczy niemożliwych
Historia Sebastiana 'Basha’ Lacroix (Dalmar Abuzeid) i Mary Lacroix (Cara Ricketts) rozpoczyna
się pod koniec 2 sezonu. Ich miłość wydaje się być idealną, odwzajemnione uczucie, ślub, dziecko, jednak ich szczęście nie trwa długo. Mary zapada na ciężką, nieuleczalną wówczas chorobę z którą muszą zmierzyć się bohaterowie. Cara Ricketts spisała się fenomenalnie, gdyż miała niewyobrażalnie ciężkie zadanie do wykonania. Zrobiła to bardzo przekonująco i przyznam szczerze, że zakręciła mi się łezka w oku podczas najbardziej tragicznych i smutnych scen.
Przykład Mary i Basha jest też odzwierciedleniem dyskryminacji i rasizmu jaki miał miejsce w XIX w. Mimo, iż pisałam już o prześladowaniu na różnym tle parę akapitów powyżej, postanowiłam poświęcić oddzielne miejsce trudnościom, jakie napotykały ciemnoskóre osoby. Mary, wraz
ze swoim dorosłym synem Elijahem Hanfordem (grał go Araya Mengesha), mieszkała w tzw. „slamsach” – dzielnicach przeznaczonych dla ludności ciemnoskórej. Znajdował się tam Kościół, miejsca pracy oraz domy mieszkalne. Wszędzie było błoto, brud i choroby. Ludzie żyli w biedzie
i ubóstwie. Bash, który mieszkał razem z Gilbertem w jego rodzinnym domu, po ślubie zabrał Mary do siebie. Spotkało się to z ogromnym sprzeciwem wśród społeczności Avonlea, czego przykładem była niechęć do udzielenia pomocy Mary przez lokalnego lekarza.
Na szczęście w miasteczku znalazły się osoby dobre i skore do pomocy, dzięki czemu serial dał nam dobry przykład na to, jak należy zachować się w stosunku do innych osób niezależnie od koloru skóry czy pochodzenia.
Odgrzewany kotlet, czyli czy warto poświęcić czas na 3 sezon?
Mimo, iż problematyka jaka przewija się przez serial jest niejednokrotnie powielana w wielu produkcjach, moim zdaniem warto poświęcić chwilę i pochylić się nad serialem Ania, nie Anna. Każda historia ma swój urok a perypetie sympatycznej Rudowłosej i jej przyjaciół wciągają nas
w swój świat bez pamięci. Oglądając serial od 1 sezonu jestem w stanie stwierdzić, że produkcja
nie obniżyła w żaden sposób poziomu. Powiem więcej, z każdym odcinkiem poprzeczka była coraz wyżej. Dlaczego? Otóż każdy zna historię Ani z Zielonego Wzgórza, powstało bardzo dużo ekranizacji powieści a Netflix mimo to osiągnął ogromny sukces. Polecam z czystym sumieniem obejrzenie całości produkcji każdemu, kto lubi bohaterów wolnych, kreatywnych, ciepłych i poetycko wzniosłych, bo taka właśnie jest Ania Shirley-Cuthbert.